7 stycznia 2018 DaZiel 0Comment

Zasłonę dymną stosowali już w średniowieczu. Spora doza dezorientacji przeciwnika pozwalała cichaczem wcielić własny plan w życie i w efekcie odnieść zwycięstwo. Wraz z rozwojem cywilizacji, zasłony dymne stały się bardziej wysublimowane i coraz grubszymi nićmi szyte. 

Dziś odwrócenie uwagi od realnych działań ma zasięg krajowy, bądź nawet globalny. Mimo tego wciąż wszyscy się na to nabierają.

Co nowego w polityce?

Szczerze wyznam, że uważałem działania naszego rządu za niebywale naiwne, a momentami wręcz bezczelne. Wprost wprowadzano zmiany, którym spora część społeczeństwa była przeciwna. Bez mrugnięcia okiem, bez krzty zażenowania. Były to tematy bardzo medialne i spędzały sen z powiek twórcom telewizyjnym oraz internetowym.

Media głęboko w lesie

Media podbijały bębenek odnośnie Puszczy Białowieskiej, przeżywały Festiwal w Opolu czy debatowały nad rekonstrukcją rządu. Wychodziły na światło dzienne kuriozalne propozycje, które często po odpowiednim rozdmuchaniu, zostawały zamiatane pod dywan. Początkowo utożsamiałem to z przaśnością i nieudolnością rządzących. Jak wielu urządzałem sobie śmiechy a`la Ucho Prezesa. Jednak rzeczywistość wydaje się inna i to ów Prezes śmieje się z głupiego ludu, który łyka wszystkie dania, serwowane każdego dnia przez sprytne władze. Dlaczego?

Każdy reporter czy kamerzysta siedzący w Białowieży, jest jednym przedstawicielem mediów mniej tam gdzie naprawdę rozdaje się karty. Nawet jak nie wyjdzie, to i tak wszyscy są wodzeni za nos przez Władcę Marionetek. Przykładem mogą być sądy. Najpierw chciano po cichu, wieczorkiem, jak już media będą senne i zmęczone. Nie wyszło. Zrobił się dym, wszystkie obiektywy wycelowano w prezydenta. W odpowiedzi na zapotrzebowanie, ten zawetował i napisał niby coś swojego. Ludzie się uspokoili, sprawę porzucili, słupki oglądalności poleciały w dół. Wtedy władza znów bez rozgłosu przepchnęła swoje, z kosmetycznymi, iluzorycznymi zmianami. Rach-ciach, pozamiatane.

Głośno wszędzie, co to będzie?!

Wygląda to naprawdę sprytnie i przerażająco. Jak w filmach, kiedy bohater, chcąc odwrócić uwagę, rzuca kamień, przeciwnik się odwraca, a tamten go jeb!, w łeb, i po robocie. Tak właśnie się czuję, kiedy po raz kolejny oglądam relację na żywo z Puszczy Białowieskiej albo czytam artykuł o żenadzie w Koronie Królów. Spędzając czas nad takimi materiałami jesteśmy jak kot, któremu ktoś włączył laser i prowadzi go w ten sposób na kastrację.

Ot, taka przestroga.