6 stycznia 2017 wyciosane 0Comment

Jakoś tak wyszło, że ostatnio męczę każdego, kto tu zajrzy tekstami dotyczącymi sprzedaży. Może dlatego, że ostatnie 1,5 roku spędziłem w roli sprzedawcy i przez ten czas znacząco zmieniła się moja optyka na starcia sprzedający-kupujący. W każdym razie wreszcie (ciekawe na jak długo) wyrwałem się z tej gałęzi biznesu i wróciłem do roli klienta. I właśnie wcielając się niemal codziennie w tę społeczną rolę, konfrontuję kolejnych sprzedawców z własnymi doświadczeniami.

Zaczynając poprzednie dwa etaty, początek wyglądał mniej więcej podobnie, niezależnie od wielkości firmy. Pierwszym krokiem, który stanowi obecnie standard nawet mniejszych korporacji, są szkolenia. Z początku uznawałem to za logiczne, bo przecież coraz częściej zatrudnia się ludzi bez doświadczenia i mówiąc kolokwialnie, trzeba im podstawy wepchnąć do głowy. Jakież było moje zdziwienie, kiedy okazywało się, że równie duży, jeśli nie większy nacisk padał na tzw. jakość obsługi klienta. Dla mnie, jako osoby cieszącej się jako taką ogładą, wyglądało to śmiesznie. Te wszystkie “zadawaj pytania”, “podsumuj rozmowę”, “zamknij sprzedaż”, “zauważ klienta, uśmiechnij się” stanowiły coś oczywistego, co jednak niekiedy wymagało ode mnie sporo sił kiedy już przychodziło do kolejnej długiej zmiany. Nabywane każdego dnia doświadczenie utwierdziło mnie w przekonaniu, że mój stosunek do klienta to znaczny procent ewentualnej sprzedaży. Też zdarzało mi się mieć postawę pt. “czego znów ode mnie chcą”, ale nawet ze świadomością, że niedługo mnie tu nie będzie (bo wystartował okres wypowiedzenia), krzesałem to minimum zainteresowania, żeby klient nie poczuł się jak intruz.

Właśnie ten element jest gwoździem programu. Nawet mając tę wiedzę co dziś, uważałem, że atrybut w postaci najniższej ceny pozwala na to, by mieć w dupie klienta, bo i tak kupi. Jednak ostatnio coś we mnie pękło i paradoksalnie, nie pracując już w sprzedaży, zyskałem pewność, że podejście do klienta to najważniejszy element złożonego procesu sprzedam-kupię.

Przykłady mógłbym mnożyć. Od pierdół, gdzie wybór sklepu jest równie istotny co kolor długopisu, którym spisuję listę zakupów, po rzeczy ważne i przede wszystkim droższe, gdzie wybór sprzedawcy/usługodawcy jest kwestią sporej różnicy w budżecie.

Posłużę się przykładem, wydawałoby się błahym. Nasze mieszkanie jest oddalone w równej odległości od dwóch budek z kebabem, których od czasu do czasu nie omieszkam skonsumować. Różnica w cenniku i smaku jest niewielka, dlatego na samym starcie kluczowa była np. kolejka – wybór padał na knajpę, gdzie spodziewałem się krótszego czasu oczekiwania. Z czasem dochodziły do tego niuanse, które wreszcie doprowadziły mnie do wyboru jednej miejscówki. Jakoś niedawno stwierdziłem, że drugiej knajpy dawno nie odwiedzałem, więc może warto dać im drugą szansę. Tak to wyglądało.

Wchodzę do środka i rzucam “dzień dobry” w sumie do nikogo, bo nie zauważyłem niczyjego spojrzenia. Stanąłem przy ladzie ze szczerym zamiarem kupna. “Kucharz” krzątał się szerokość lady ode mnie, nie zwracając na moją skromną osobę uwagi wcale. Okej – myślę sobie, nie od tego tu jest. Zwróciłem wzrok ku trzem innym osobom (według mojej obserwacji, jedna z tych osób była właścicielem – o zgrozo!), aby chociaż jedna zapytała mnie o cel wizyty. Nic. Jedna osoba coś sobie liczyła, druga niezbyt rozgarniętym wzrokiem wodziła po pomieszczeniu, które przecież widuje na co dzień. Trzecia persona lekko bujała nogą. W tle leciała jakaś piosenka. Wszedłem do kebaba gdy się zaczynała, reakcja nastąpiła gdy się kończyła, zatem lekko licząc 3 minuty:

– Będzie coś zamawiane?

– Nie, popatrzeć przyszedłem.

Obróciłem się na pięcie i wyszedłem, a potem grzecznie stanąłem w kolejce do lokalu, gdzie był tłum ludzi, jednak każda z nich otrzymywała zawsze to wspomniane minimum atencji, którego można wymagać od dziewczyny pracującej w kebabie.

Czy z tego wywodu płynie jakaś złota myśl? Raczej sugestia refleksji dla czytelnika, przynajmniej taką mam nadzieję. Doceńmy pracę innych ludzi, ich zaangażowanie. Choćby miało się to wiązać z dodatkowym kosztem z naszej strony, bądźmy uczciwi wobec samych siebie i decydujmy się na oferty, za którymi stoi coś więcej niż cena. Ja z ręką na sercu obiecuję sobie, że będę doceniał sprzedawców, którym zależy, bo dzięki temu ten świat będzie chociaż w minimalnym stopniu lepszy i bardziej… ludzki.