17 października 2016 wyciosane 0Comment

4479013489_1daedb715f_zJakoś koło tygodnia przed momentem publikacji tego tekstu, słuchałem w radiu relacji na temat festiwalu krytyków filmowych w Łodzi i dyskusji na temat nawiązań intertekstualnych strojów aktorów. Stwierdziłem wtedy, że do recenzowania tego rodzaju sztuki nadaję się równie dobrze, co do podkuwania koni. Ale pokusa wygrała i dziś znów o tym, co moim zdaniem warto obejrzeć w wolnej chwili.

Dmuchanie balonika

Jeszcze rok temu mogłem dywagować swobodnie o większości emitowanych we wszelakich stacjach telewizyjnych serialach. Obecnie przeistoczyłem się w kreaturę, która do zaśnięcia włącza sobie Azja Express (polecam, zwłaszcza od kiedy wywalili Perfekcyjną Panią Domu więc nie rozbudzi cię darcie japy co 5,5 minuty). Dobrego serialu wyglądałem od dłuższego czasu, zwłaszcza rodzimej produkcji. Pozytywne wrażenie wywarły na mnie Wataha oraz Pakt, wobec czego Belfer brzmiał od początku zachęcająco. W pewnym momencie ilość zwiastunów, teaserów i Bóg wie czego jeszcze naprawdę przytłoczyła, przez co premierowe odcinki były bardziej wielką konfrontacją niż po prostu zaspokojeniem ciekawości.

Mój kandydat na jesień

Pisząc ten post, wyemitowano 4 odcinki Belfra z Maciejem Stuhrem w roli głównej. Dlatego też zadaniem tej publikacji jest przede wszystkim zachęcenie osób, które jeszcze nie spotkały nauczyciela języka polskiego w Dobrowicach. Wrażenia po około 160 minutach zdecydowanie pozytywne – jest jakość, jest intryga, ale nie przesadza się z przeintelektualizowaniem, jak w Pakcie (swoją drogą to świadomy wybór, co akurat Pakt usprawiedliwia). Belfer wciąga, zachęca do własnych domysłów oraz, co najważniejsze, sprawia, że myślenie o tym serialu nie kończy się wraz z napisami końcowymi. To rzadka zaleta tego typu produkcji.

Tablice rejestracyjne

Czy coś mi się jakoś zdecydowanie nie spodobało? Kilka postaci jest nieco sztampowych i w swojej psychologii ciut zbyt stereotypowych. Pewne knucia są zbyt uwydatnione, nachalnie podsuwa nam się tok myślenia, który jak mniemam ma być podpuchą, dzięki czemu prawda będzie bardziej zaskakująca. No i tablice rejestracyjne. Myślę, że to nie przemyślany do końca detal, bo zazwyczaj w polskim serialu wystarczą warszawskie kombinacje i jest wiarygodnie. Niestety twórcy Belfra osadzili akcję w moim rodzimym województwie i trochę się pogubili. Z jednej strony wspomina się o Kwidzynie, jako bliskim większym mieście, jednak większość samochodów to powiat toruński. Kilka aut jest z Bydgoszczy, kilka z Chełmna (to akurat zrozumiałe, bo tam m.in. kręcono serial), a co ciekawe z Kwidzyna ani jednego. To wszystko zwieńczone ładą leśniczego z blachami wskazującymi na adres gdzieś w środku Torunia. Kogoś, kto na co dzień jeździ z CGR na skodzie taka mozaika razi. Ale to tylko taki niegroźny prztyczek.

Sam serial godny polecenia i ciekaw jestem niezmiernie jak się rozwinie.